Był zimny, jesienny wietrzny wieczór. Koleżanki wracały z baru - od strony drogi były krzaki, a za drogą pole, na którym miało zostać wybudowane nowe centrum handlowe. Zawsze tędy wracały w drodze do domu mogły zapalić sobie fajkę i nikt ich na tym nie przyłapał. Szły spokojnie paląc papierosa, gdy nagle zadzwoniła komórka - problem był w tym że nie była to żadna z nich. Nagle w ciemnościach zauważyły wysokiego ubranego na czarno faceta, który szedł za nimi trzymając w ręku komórkę.

Był wysoki, krótko obstrzyżony, ze straszliwą blizną na twarzy. Dziewczyny obejrzały się, owa postać ciągle za nimi szła i uśmiechnęła się do dziewczynek... Przyśpieszyły. Weszły, na swoje osiedle, ale nikogo nie było na nim. Obcy facet przechodząc, groźnym wzrokiem spojrzał na dziewczyny, a następnie skręcił w boczną ulicę. Dziewczyny wykorzystały tą chwile i zaczęły biec. Jednak po chwili dopada ich zmęczenie, zaczynają iść. Nagle zza rogu wyskakuje ich prześladowca- łapie je i podcina im gardła. Zwłoki wrzuca do pobliskiej rzeczki, gdzie zostają znalezione przez jakiegoś starszego pana dnia następnego ...